Chennai c.d.
November 13th, 2008 by DżakRozpadalo sie i olalem Tiruttani. Tzn. olalem bo sie obudzilem troche za pozno. Pozwedalem sie tylko po centrumie Chennaiu, w dalsze rejony, czyli tam gdzie sa ciekawsze swiatynie jechac mi sie nie chcialo, i tak swiatlocien taki sobie. Tylko jakis cmentarzyk ponoc wojenny natrafil sie gdzies pomiedzy smierdziejowka a autostrada.
Kawalek przed cmentarzem przyczepil sie rikszasz probujac mnie namowic na przejazdzke w miejsca, gdzie wlasnie dzisiaj zabawialem, 15 minut szedl kolo mnie ciagnac swoj wozek i proponujac rozne warianty podrozy i rozne ceny. Jakby bylo troche bardziej slonecznie to moze i bym pojechal. Ale nie bylo, wiec nie pojechalem.
W armii zabawienia (jak zwykle najtanszy nocleg w miescie, tym razem polozony przy ulicy na ktorej ciagna sie jakies koscioly, rozne organizacje dnia siodmego i mury z cytatmi z biblii) wpadkowali mnie do pokoju z jakims nadmiernie gadatliwym gosciem ze Sri Lanki. Na szczescie sa jeszcze inni ludzie, wiec gada bardziej do nich niz do mnie. I przywiol z Chin przenosne DVD razem z kilkoma filmami.
Na koniec przyjechal jeszcze bardziej walniety koles z Malezji, na dodatek strasznie sepleniacy, ale mimo to staral sie nawiazac kontakt z kazdym, kto mu nie zdolal uciec. Wszscy jednoznacznie stwierdzilismy, ze pora sie wynosic. W moim przypadku padnie na Kanchipuram. Wstawac rano nie musze, bo zamierzam tam zostac. W przypadku Tiruttani bylaby to jazda 4h w jedna i 4h w druga strone
Notka umieszczona w kategoriach: Uncategorized
Skomentuj sobie, co łaska
Blogroll
Indie
Inspiracje
Przydatne w podróży
Z innej beczki